niedziela, 3 grudnia 2017

"Szpony i Kły" - opowiadania w Wiedźminskim świecie - recenzja


Spojrzawszy na półkę w księgarni poczułem jak serce zaczęło bić szybciej. Szybko dostrzegłem litery tworzące wyrazy "Wiedźmin" oraz "Andrzej Sapkowski", wraz z wcale niebrzydką okładką. Nie należę do malkontentów i przeciwników "Sezonu Burz", a tym bardziej tych ignorantów przyklaskujących Mistrzowi Sapkowi w marudzeniu na gry, więc widok ten ucieszył mnie ogromnie. 

Gorycz, a właściwie mocne rozczarowanie przyszło gdy wziąłem książkę do ręki i po wnikliwych oględzinach odłożyłem knigę na miejsce...

1. Nagana na początek.

Książkę postanowiłem jednak zakupić, lecz nastąpiło to jakiś czas później, z odpowiednią promocją. Powoli całkiem przychylne opinie znajomych sprawiły iż moje uprzedzenie ustąpiło miejsca głodnej ciekawości. 
Zatem czemu tak było? Czemu muszę wystawić poważną naganę na początku tej opinio-recenzji, miast przejść do standardowej formy? 
Ano właśnie dlatego, że "Szpony i Kły" są zbiorem opowiadań wielu autorów. Ci zostali wyłonieni w konkursie, w którym rzekomo uczestniczyło ponad 150 kandydatów wraz ze swoimi wypocinami. Nie wiem czemu do mnie, ani do nikogo z moich znajomych nie dotarły informacje o istnieniu takowego kontestu, ale pewnie jest to spisek samego mistrza Sapkowskiego, który musiał zauważyć jak bardzo wychwalam trzecią część gry          wraz z DLC. 
Tytuły opowiadań wraz z ich autorami. Dobrze schowane.
Okładka książki jednak nie informuje nas o tym. Ba! Nie tylko okładka. Tył, a nawet informacje dodatkowe na zakładkach. W przypisach również nie jest to jasno powiedziane. 
Trzeba wiedzieć, by nie dać się nabrać!
Szczególnie iż "Andrzej Sapkowski" Zajmuje 1/3 okładki, po tym tytuł zbioru wraz z "Wiedźmin". Gdy jednak przymrużymy oczy, skupimy się na malutkich literach pod nazwiskiem twórcy uniwersum zauważymy malutką poszlakę... "prezentuje". Andrzej Sapkowski - prezentuje. 
Do diaska! 
Ja wiem, że ciężej sprzedać towar, którego nie stworzył autor, a jacyś pół-amatorzy, gdzie ich twory mistrz być-może-przeczytał i zaakceptował, ale jednak to jest tak jawne robienie ludzi w ... buca, za przeproszeniem, że pomimo względnie pozytywnej lektury nadal jestem na to zły.
Zły jestem też na inne rzeczy, ale teraz może coś pozytywnego.

2. Nie jest źle!

No ... nie jest. BA! Z początku wręcz byłem pozytywnie zaskoczony i pełen entuzjazmu. Mimo iż opowiadanie otwierające zbiór uważam za raczej przeciętne, to jednak trzyma ono nieco klimat Wiedźmina i jego wczesnych przygód.
Opowiadania trzymają poziom i widać, że wybrano twórców, którzy przynajmniej umieją pisać, a Sapkowski widać jest im literackim drogowskazem. 
Klimat, wydarzenia i postaci - nowe i stare - to wszystko działa i się zgadza. Autorzy odrobili lekcje i nie ma wpadek, a przynajmniej takowych ja nie wyłapałem.
"Lekcja Samotności" to jedno z ciekawszych i przyjemniejszych opowiadań jakie czytałem! 
Problem jednak z tymi historiami jest taki, że przypominają one te lepsze zadania poboczne z Wiedźmin 3: Dziki Gon. Co notabene jest pochwałą, gdyż te były tak świetnie, że nadawały się do podwalin jakiegoś opowiadania w uniwersum.
Tylko, że Mistrz przyzwyczaił nas jednak do czegoś innego.
Do historyj, które ciężko przełożyć na inne medium, niż to pisane.
Te - spokojnie by się dało.
Nie wszystkie mają identyczny poziom oczywiście, jednak kilka wyróżnia się bardzo pozytywnie, a całość nie schodzi poniżej przeciętnej - co zapewne jest problemem, kiedy wybiera się garść twórców usilnie próbujących nałożyć na nogi nie swoje buty. A te uwierają, gniotą w palce, są zbyt małe albo zbyt duże. Raczej niemal zawsze - widać, że nie pasują.
Tak metaforycznie, rzecz jasna.
Więc tak, nie czuje się rozczarowany poziomem opowiadań, ani faktem zakupu jednak tego zbioru.

3. Ale jednak...

Jest kilka podstawowych problemów związanych z formą tego zbioru. Wydają się one dość oczywiste i można by przymknąć na nie oko, jednak tutaj jakoś zbyt rzucały mi się w oczy.
Koncept. 

Dajmy na to, tom "Ostatnie Życzenie" jest spójną historią, bawiącą się intertekstualnością i interpretacjami baśni, podań i bajek. "Miecz Przeznaczenia" prowadzi nas za rękę i opowiada po kolei ideę powstawania wiedźminów, historii Geralta aż do przeznaczenia jego i Ciri. 
Tutaj opowiadania nie mają wspólnej myśli. Redaktorzy układali je tak, by miały sens chronologiczny w osi czasu wydarzeń z kanonu, jednak... są to losowe historie.
No i jasna sprawa - styl. Wszyscy jak jeden mąż chcieli udawać pana Andrzeja. Jednym wychodziło to lepiej, drugim gorzej. Zatem ja się pytam: po co?
Po co udawać pisarza? Dobry cover zespołu powstaje wtedy, kiedy muzycy o dość charakterystycznym stylu odgrywają inny charakterystyczny zespół w swoim stylu. 
Na uwagę jednak zasługuje "Lekcja Samotności", która jako jedyna miała dość inny styl, dobry pomysł na siebie oraz pasowała do takiej formy.
To co mnie lekko oburzyło to... brak Geralta. Praktycznie nie ma go już od trzeciego albo czwartego opowiadania. Późniejsze dzieją się już po ostatnim tomie sagi, przeto Geralta być nie może. 
Fakt, fajnie poznać historie innych ludzi tego uniwersum, zresztą bardzo szerokiego i bogatego, czarodziejek, innych wiedźminów (spółka Lambert-Triss!), ale cóż... Brakło naszego białego wilka. Brakło, a momentami wręcz historie postaci, które mi totalnie zwisały siermiężyły mi lekturę.
Ostatnia kwestia - wydanie. To samo beznadziejne co w Sezonie Burz. Po 3ech godzinach moja książka wygląda jakbym miał ją od 18 lat i latała od rąk do rąk. 
T R A G E D I A.
Czemu Supernova idzie w tym w zaparte?


4. Do zobaczenia Biały Wilku!

I jak sądzicie, moi mili, czy po tylu nieprzychylnych słowach nadal mogę polecić Wam wydanie tych ponad trzydziestu złociszy na książkę nienapisaną (i ciekawe czy w ogóle przeczytaną!) przez twórcę Wiedźmina? 
Hm, tak. 
Bo nadal są to ciekawe historie, dobrze napisane i zawierające w sobie przygody postaci, które lubimy w świecie, który uwielbiamy.
Sama forma i pomysł na tyle "ALE", wraz z mankamentami, że nie mogłem tego nie wypunktować, a potem z czystym sercem polecać Wam lekturę.
Nie, musicie wiedzieć na co się piszecie i czy w tym przypadku powyższe problemy nie są wystarczającymi, by zaniechać czytania.
Dla mnie nie były, chociaż lekki posmak mi pozostał.
No cóż, Biały Wilku - do zobaczenia!

Tak, do zobaczenia. 
Mocno czuję, czy to z pobudek finansowych, czy też innych, że Pan Sapkowski nie postawił jeszcze swojej ostatniej kropki w tym uniwersum.

Paweł "Ataman" Atamańczuk