piątek, 26 czerwca 2015

Prawa autorskie. Piractwo. Kradzież. Wartość intelektualna.


Zawrzało, zagotowało się. Poszły bluzgi, obrazy i złorzeczenia.
Ale zacznijmy od początku.

1. Początek.


Jak wielu z Was może wiedzieć, wyskrobałem książkę. Albo właściwie - by być szczerym - kończę ją poprawiać, gdyż wydruk próbny obnażył jej ( jak i moich) wiele wad i braków technicznych.
Wspominam o tym tylko dlatego, że z tego powodu z ciekawości dołączyłem do wielu grup polskich czytelników i pisarzy na FaceBooku, licząc zresztą na światłe dysputy, inteligentne argumentacje i oczytanych ludzi. Chciałem się rozwijać.
Pomyliłem się?
I tak.. i nie. 

Dyskusje może i były światłe jak tego oczekiwałem, ale ich uczestnicy już niekoniecznie. Z latarką w ręce szukać wśród nich takich, co prawdziwie reprezentowali sobą poziom i potrafili przedstawiać odmienne od innych zdania w sposób, który prowadził do konkretnej i dojrzałej w formie wymiany zdań. Cała reszta robiła to w sposób pana Tadka spod kiosku w Czchowie - szczekając, przeklinając, punktując i nabijając się z innych. Aż na wskroś wychodziło z nich, że wszystkie piórka jakie mieli na sobie są nie tylko plastikową podróbką z chińskiej prowincji, ale i one same razem ze skrzydłami trzymają się na marnej jakości kleju do papieru.

"Przeczytałem trzydzieści książek w tym roku, jestem od Ciebie mądrzejszy".

Idąc tym tropem ja jestem świetnym programistą, bo przeszedłem dobre 10 gier w tym roku.
W tym Wiedźmina 3!
A i książek sporo się znajdzie.
Jednak takie właśnie przyświeca im rozumowanie i tak spostrzegają otoczenie. Owszem, czytanie książek jest pewnym wyznacznikiem ambicji intelektualnych ludzi - lecz pamiętajmy, że zależy jeszcze jak się je czyta, oraz jakie książki się czyta.
Po prawdzie mój kanał jak i blog opiera się na targecie gier i filmów najsampierw, więc przełożę to na język graczy, albo osób młodszych:
To, że grasz w CS:GO oraz skończyłeś Battlefielda 4 nie mianuje Cię lepszym graczem od tego, co coś-tam popykuje sobie w Minecrafcie, albo od tego nerda co nadal siedzi przy dwudziestoletnim Baldur's Gate.

Oto przydługi wstęp. Czemu taki? Abyście zrozumieli, jakie kuriozum spotkałem wśród przerażająco dużej ilości wypowiadających się pod pewnym postem.

2. "Skoro bardzo bardzo chcesz, to możesz kraść."


(Cytaty pozaginam, imiona pozmieniam - nazwy forum nie podam. By nikt nie poczuł się urażony, a młodzi hejterzy nie odnaleźli szybko odpowiednich osób.)

Ewa: " Łap ebooka." 

Przecieram oczy. Raz. Drugi. No nie wierzę! Pani Ewa wrzuciła na publiczne forum na FaceBooku ebooka. Nie swojego. Nie swojej książki. Znanej autorki.
Nosz do licha!
Skomentowałem, bo skomentować musiałem. Co innego promować w ten sposób debiutantów, selfów, nawet tych parchów od vanity, a co innego normalnie publicznie piracić oficjalnie prawem autorskim okryte dzieło.

"Udostępnianie wartości intelektualnych bez zgody autora jest zabronione przez Polskie prawo.". Krótko, treściwie.
Wtedy zawrzało.

Edyta: "Bardzo chce przeczytać tę książkę, a mieszkam na wsi. Nie mam dostępu do księgarni, a na zakupy mnie nie stać, bo jestem biedna.".

Rozumiem. Naprawdę rozumiem ogromne teraz ceny książek, wręcz nielogicznie windujące się w górę i problem finansowy polaków. Sam, na młot Moradina, nie defekuje złotem ani perłami... z YT grosz jest średni, a gry i książki, czy filmy kupuje a nie żydzę (powinienem pewnie użyć innego zwrotu) o takowe do autorów. Ale nadal sprowadza się to do jednego: CO TO ZA ARGUMENT?! 





Po pierwsze: Jeśli nie masz 10 tys złotych to na wakacje nie pojedziesz na Majorkę. Kropka.
Po drugie: Jeśli nie masz 3tys złotych nie kupisz komputera z i5 i dobrą kartą graficzną.
Po trzecie: Jeśli nie masz w kieszeni 119zł nie kupisz gry.
Po czwarte: Jeśli nie masz 39zł nie kupisz nowej książki. Nowej, w sensie właśnie wydanej.

No i tu pojawia się problem. Skoro zakładamy, że piractwo to kradzież, z czym się zgadzam (nawet jeśli ceny za gry czy książki są absuuuurdalnie wysokie), to czemu usprawiedliwiamy kradzież kiepskim stanem finansowym, czy wielką chęcią?
Naprawdę to nic nie zmienia. Wiem, że ściągnięcie ebooka nie naraża na koszta wydawnictwa, czy drukarni, jak złodziejstwo wydrukowanego egzemplarza, jednak nie rozwiązuje to problemu!
Gdyby wydać te 20zł na ebooka, jakąś część tego dostaje autor. Okradamy autora z potencjalnego, a i tak marnego zarobku.

Tak by the way - ja tak strasznie strasznie chcę najnowsze Intel Core i7... Ale nie mam 1500zł... Kurczę, chyba zakradnę się do BiT'a w nocy...

Tutaj pojawił się kontrargument, który pozamiatał, zniszczył, rozsiał nasienie zła i szatana.
Wojtek: "Skoro jej nie stać to i tak nie kupi, a takto przynajmniej będzie czytać, zawsze to zysk dla niej. Niech czyta."

Nagroda dla Ciebie. Szczerze. Gratuluję. Szykuje się statuetka złotego prącia. Niewielkiego. 
W takim razie od dzisiaj miast odkładać pieniądze na oczekiwane przeze mnie premiery, stać w kolejkach, klikam w uTorrenta i ściągam na potęgę. Star Wars Battlefront? Download. Crack. Fallout 4? Download. Crack. Play. Earn money on youtube, drink beer. Jest to metoda!

(Wiecie, że parę osób zwyzywało tych broniących praw autorskich i wartości intelektualnych debilami, idiotami i głupkami? Światła dysputa na tle tych "lepszych", oczytanych ludzi... taa!)

A nie lepiej zaoszczędzić? Poroznosić ulotki? Odkładać? Poszukać małej robótki internetowej, zarobić te parę groszy i albo książkę kupić drukowaną, albo ebooka?
A może sprzedać jakieś stare dzieła, książki, które się ma, a do nich nie wróci?
Cokolwiek, ale nie kradnij!

CHYBA, ŻE!
Oj tak, chyba ŻE.
I za to moje "chybażeowanie" pewnie dostane lincz, ale mam tutaj bardzo liberalne podejście w temacie.

3. "Nie pirać, chyba że..."


Assassin's Creed: Unity. 179zł. (pisane pod PC, ale nie dla PC...).
Gra o Tron, tom 1: 49zł. (drukowane na srajtaśmie z Tesco).

Nosz do licha! Co to za ceny!?
Biorąc pod uwagę, że większość z nas może maksymalnie 100zł miesięcznie przeznaczyć na przyjemności (a niektórzy wręcz taką sumę odkładają jakiś czas) to skąd wiemy czy dany tytuł wart jest naszych pieniędzy?
Demo?
Już nie wychodzą.
Gameplaye?
Zawsze są zbyt ładne i kolorowe. Nie czuje się tego co w trakcie gry.
Dobrym przykładem będzie tutaj właśnie AC:Unity.

Wydałem te 179zł. Kupiłem, podjarany po genialnym "Black Flag". Optymalizacja prowadzona przez ekipę pijanych krów. Fabuła spisana przez kolesia odpowiedzialnego za rozwój akcji w "Big Reels".
Rozgrywka? Znów to samo. Bez różnicy, te same zadania, ta sama nuda.
Nie powinienem wydawać 179zł, ale wydałem. Odeszły, bezpowrotnie. A gameplaye tak świetnie wyglądały...

Pobierz książkę. Pobierz grę.
Na chwilę. Zagraj. Przeczytaj dwa rozdziały. Zobacz, czy Ci się dobrze czyta, czy wciąga. Czy autor, który spędził lata pracy nad tym i dostał zapewne parę groszy, gdyż 95% zysków ściąga wydawnictwo, zasługuje na gratyfikację.
Jeśli tak - odłóż pirata po chwili, pozbieraj drobniaki i idź do sklepu. Albo na amazon.com. Gdziekolwiek.

Zrób to.
Kiedyś, obiecuje Ci to, znajdziesz się chociaż na chwilę po drugiej stronie barykady. Zrozumiesz, czemu kontrargument "Wojtka" z góry zasługuje na nagrodę Złotej Kupy.

Studio nagrań Kraków
Druk Kraków

4. Wartość intelektualna.


W tym wszystkim chodzi mi tylko o to... W całym tym poście, naszpikowanym moim gniewem... Prowadzę Was do prostej konkluzji: szanuj czas, zdrowie, zdolności innych.
Przekładając to nawet z Biblii: tak jak od innych oczekujesz szacunku do Ciebie. Jeśli nie piszesz, nie rysujesz, nie tworzysz... Zapewne chciał(a)byś by inni przeczytali to co powiesz z szacunkiem. Nawet jeśli mają inne zdanie, nie wyśmiali Cię. Nie cytowali po kątach... po prostu szanowali.
Tak szanuj czas twórców. Pamiętaj też, że oprócz prawa autorskiego istnieje coś takiego jak wartość intelektualna i obowiązuje ona w prawie, nawet jeśli czasami przymyka się na to oko.

Jeśli zrobisz zdjęcie Wawelu, to to zdjęcie jest Twoim dziełem. Twoją własnością. Pal licho, że ten kadr i to miejsce ma miliard zdjęć niemal identycznych.
Jest Twoje. Tylko Twoje. Nikt nie może go użyć bez Twojej zgody, chyba, ze nałożysz na nie prawa Creative Commons.
Nikt nie może na Twoich komentarzach w sieci zarabiać pieniędzy. Na Twoich rysunkach, nawet jeśli dzięki temu można się wybić. Musisz pozwolić.
Musisz.

Nie możesz pobierać komercyjnej treści bez spełnienia komercyjnych warunków.
Nie możesz.

To naprawdę takie proste.

Prawdę mówiąc, nawet moje "chybażeowanie" powyższe kłóci się z prawem światowym, jak i moralnym.
Zapamiętaj, że "nie kupując" ale "ściągając bo i tak nie kupię" nadal okradasz właściciela danej wartości.
Zapytaj swojego sumienia, czy jest to ok.
Zapytaj - po co?
Czy może jednak potem kupisz?
A może napisz do autora. Poproś go.
Przedstaw swoją sytuację.

Ja, jak i inni "autorzy", których znam chętnie udostępnialiśmy swoje (lepsze czy gorsze) wypociny zainteresowanym.
Bo wiemy, jak to wygląda.
Nie kradnij, zrób coś.
Umiesz rysować?
Narysuj kwiatka i podpisz z prośbą o książkę do autora.
Zapewne dostaniesz razem z autografem.

Pamiętaj, że prawa autorskie to jedno, prawo intelektualne i prawo moralne to drugie - i one wszystkie winny Cię wiązać.
Tak jak to pojmujesz swoim wątłym umysłem.

PS. Assassin's Creed Unity i Dragon Age: Inkwizycja ssą. Nie wydawajcie na nich pieniędzy, póki nie będą kosztować 39zł. 

PS2. Jak to możliwe, że po tym co napisałem, recenzenci i opiniodawcy na blogach, YouTubie nieraz wrzucają całe fragmenty filmu czy książki i mogą na tym zarabiać?
Gdyż tworzyć recenzję. Twór edukacyjny. Jesteś kryty prawem "cytatu" ( art. 29 ust 1. o prawie autorskim i prawie cytatu). Dlatego Novae Res może swój zakaz "cytowania fragmentów w recenzjach" wyrzucić do kosza. Nie mają prawa zakazywać tego, kiedy to wydają.
Kropka.

Trzymajcie się ciepło!
Ataman z AtaTV.
Tego też nie polecam czytać. Ale kupiłem.
A niech mają moi kumple po fachu z YT.





piątek, 13 marca 2015

Z łopatką w piasku - czyli o grach sandboxowych.

Rok 2002 przywitał nas grą, która na stale odmieniła spoglądanie na RPG i im pokrewne, pochodne twory. Trójka Eldera, czyli Morrowind oferował coś, czego próżno było doszukać się we wcześniejszych produkcjach, a mowa tu o otwartym, naprawdę sporym świecie oraz nieliniowości; coś co w pełni dotąd dało się osiągnąć tylko sprowadzając do domu kolegów (spójrzmy prawdzie w oczy, dziewczyny w to nie grały) z pizzą, może i piwem - ale przede wszystkim z zestawem kości oraz knigą grubości encyklopedii PWN z podstawowymi zasadami gry.


Gry komputerowe oparte na systemach RPG starały się odtworzyć klimat sesji gier wyobraźni, lecz z oczywistych względów, pole manewru było bardzo ograniczone. Twórcy musieli uciekać się do pewnych sztuczek, które omówimy tu za chwilę, by nadać realizmu swoim produkcjom.Wspomniałem o przełomie studia Bethesdy w 2002 roku, ale przecież niecały rok wcześniej pierwszy Gothic studia Piranha Bytes ujrzał światło dzienne. Mimo iż jego mapa, lokacje i rozwój postaci nie były tak rozwinięte jak w Morrowindzie, to jednak do dziś dnia uważany jest za jedną z najlepszych nieliniówek i sandboxów w historii.

Sandbox? Why sandbox, mr Ataman?


No przecież to proste pytanie, a odpowiedź okaże się jeszcze prostsza. Tłumacząc bezpośrednio otrzymamy słowo “piaskownica”. Coś, co momentalnie kojarzy nam się z latami dzieciństwa, zabawą, budowaniem, “miękkimi kamieniami” i niszczeniem. Skojarzenie to, okazuje się być słuszne, gdyż taka idea przyświeca grom, które oferują nam otwarty świat.
Założenie w takim wypadku jest następujące: dostajemy pełną, otwartą mapę świata i nic nas nie ogranicza. Możemy pójść w każdym kierunku, możemy odwiedzić na samym początku lokację, która w linii fabularnej przeznaczona jest na finał. Prawdopodobnie albo dostaniemy łupnia, albo nic ciekawego w danej chwili tam nie znajdziemy - ale możemy. Możemy powybijać wszystkich wieśniaków, ściągając na siebie gniew strażników - jednak gdy jesteśmy wystarczająco silni zrobimy tak, jak mój brat - okradniemy całą wioskę, a kiedy ktoś upomni się o swoje dobra, w imię urażonej dumy wyrżniemy w pień calutką osadę, śmiejąc się przy tym i bawiąc serdecznie.
Z tego miejsca chcę pozdrowić Lancana, który pomimo tych wyczynów dzisiaj jest odpowiedzialnym mężem i ojcem. Hej, Lancan!
Za linią fabularną podążamy udając się w odpowiednie miejsca, kontynuując wątki i rozmawiając z odpowiednimi ludźmi, którzy kierują i pchają nas dalej, a otwarty świat, który nas nie pospiesza dodaje realizmu.
Należy pamiętać, że mimo iż daje tu głównie przykłady z gier RPG, to jednak GTA też jest nomen omen sandboxem!

Algorytm ułudy - NPC


  • Pokaż swoją chwałę, przybyszu! - mistrz gry prowadzący przygodę obniżył tubalnie głos.  W świecie rozgrywki znajdowali się przed majestatyczną, opuszczoną świątynią, a drogę do środka zagradzały im potężne, mosiężne wrota, z których doszedł ich ten właśnie przekaz.
  • No dobra! - powiedział gracz grający krasnoludem Erdykiem Kwristobrodym, po czym rozpiął pas, ściągnął spodnie i wypiął się w stronę źródła tajemniczego głosu.

Gry wyobraźni RPG mają właśnie tą przewagę - można zrobić wszystko, a jedyne ograniczenia to te, które ma MG w głowie. Rolę MG w grach na PC i konsole zastępują algorytmy i kod gry. Nie może on reagować i pisać się na nowo, musi być przygotowany na dane ewentualności, przez co też ogranicza to, co gracz może zrobić.
Zatem jak osiągnąć ułudę realizmu i życia?
Pierwszym i podstawowym elementem będą NPCki - czyli postacie niezależne, wykreowane przez gre. Wchodząc do miasta, chcemy widzieć, że ono żyje. Wiedźmin 2, Skyrim i GTA opanowały dosyć solidnie ten trik. Ludzie jakby żyli własnym życiem. Chodzą, spacerują, rozmawiają ze sobą, jak zacznie padać chowają się pod dachami, a w nocy znikają z ulic w większości i wracają do chat.
Jak kogoś potrącimy, zaczepimy - ten zareaguje. Albo skomentuje, albo zaatakuje, albo ucieknie. W ES jeśli kogoś okradniemy na jego oczach - wezwie straż.
Kiedy coś odrobinę przypomina nam “żywe” lokacje, kiedy odczuwamy, że postaci kontrolowane przez komputer mają jakieś swoje życie, charaktery, możemy wpływać na ich los - wtedy zbliżamy się do pierwszej składowej dobrej zabawy łopatką w piaskownicy.
At last, but not at least - reakcje i nieliniowość. Okazuje się, że niejednokrotnie podjęte działanie, czy zwyczajna odpowiedź w trakcie rozmowy zmienia całkowicie istotne elementy w fabule gry, co sprawia, że czujemy ciężar odpowiedzialny za podjęte działania.
Jak w życiu!

Minecrafta nie ma, ale i tak jest zajebiście.




Wspomniałem w podtytule o grze Minecraft - z oczywistych względów jest on grą sandboxową i to na niebywałą dotąd skalę, gdyż jeśli liczyć klocek jako metr kwadratowy, to świat, który może ta gra wykreować będzie miał 20 razy większą powierzchnię niż … Ziemia.
Minecraft to temat rzeka, więc na tym przykładzie poprzestanę i przejdę do kolejnego aspektugier sandboxowych, czyli otwarty świat.
Na otwarty świat składają się dwie rzeczy: jak największa mapa oraz możliwość udania się niemal wszędzie na niej, bez konieczności “wchodzenia na kolejny level” lub kontynuacji fabularnej.
Oznacza  to, że grając dajmy na to w Skyrima, albo Wiedźmina 3 nie będziemy musieli wykonywać zadań i wątków fabularnych, żeby się dobrze bawić. To samo tyczy się GTA - możemy dowolnie eksplorować cały świat, odwiedzać jaskinie, miasta, wchodzić w interakcje z otoczeniem nabierając doświadczenia nie tylko w grze, ale i w rzeczywistości.
Przykład?
Parę lat temu, podczas deszczowej (a jakże) pogody na polskim morzem męczyłem mojego lapka właśnie wspomnianym wcześniej morrowindem - po dojściu do pierwszej lokacji i wykonaniu dosłownie paru zadań, by nabrać nieco finansów i itemów, ruszyłem w świat. Unikałem trudniejszych konfrontacji - a potem postanowiłem pozwiedzać wszystkie jaskinie dwemerów. Po jakimś czasie, w sumie coś koło tygodnia, miałem ogromny, złoty młot bojowy, pełną zbroję dwemerów i dla zabawy szukałem po mapie opryszków, by się ze mną zmierzyli. Wtedy zacząłem wykonywać wątek fabularny i czułem się niczym heracles!
Musiałem tak robić?
Oczywiście, że nie! I o to chodzi!

Miękkie kamienie”.
Nie wiem jak z obecnym pokoleniem, ale moje spędzało sporo czasu na podwórku, albo kopiąc piłkę, albo doły w piaskownicy i od czasu do czasu natrafiało się na tzw. “miękkie kamienie”. Były to wyjątkowo dobrze zachowane, nieco przestarzałe i wybielały psie odchody, które wyglądały jak kamienie, ale kiedy je dotknąć rozpadały się.
Swoją drogą, jak dzisiaj zobaczyłbym jak właściciel psa pozwala mu załatwić się tam, gdzie bawią się małe dzieci, odnalazłbym jego mieszkanie i sam zdefekował mu się na poduszkę.
Jestem taki mściwy i dojrzały, ot co!
Ale wracając do naszych owiec, jak to mówią na wyspach, tym mianem można określić mankamenty i problemy związane ze wprowadzeniem sandboxa do swojej gry. Z tego co napisałem, wynika, że takie gry są najlepsze i w ogóle inne nie mają racji bytu.
Niestety nie.
A może stety?
Po pierwsze zrobienie dobrego, otwartego świata i gry z nieliniową fabułą jest ogromnym przedsięwzięciem, wymaga świetnego kodu i starannie dopracowanych sztuczek “ożywiających’ świat i robiących ułudę rzeczywistości. Łatwo, mówiąc kolokwialnie, to spieprzyć i wtedy wychodzi kaszana pokroju “Mój wymarzony chłopak”.
Po drugie prowadzenie fabuły jest trudniejsze. Nie ma ciągłości fabularnej, wątki są przedłużone i należy bardzo się starać, by powtarzalność niektórych misji nie nudziła, oraz unikać schematu “idź zabij - przynieś - oddaj”.
Po trzecie małe mankamenty, jak bugi, od których w grach tego typu aż się roi.
To wszystko sprawia, że wielu deweloperów decyduje się na gry pokroju “Dishonored”, gdzie starają się nas prowadzić za rękę, pokazując fabułę i efekty.
Liniówka, czy nieliniówka?

Strasznie głupie pytanie, nie wiem kto i po co je zadał. Pogadajmy lepiej o liniówkach...ale to już następnym razem!

Gry sandboxowe, albo niemal-sandboxowe, które musicie poznać:
  • Gothic 1,2,3
  • GTA V
  • Skyrim
  • Morrowind
  • Wiedźmin 3
  • Minecraft
  • Sleeping Dogs
  • Far Cry 3

Dzięki za uwagę, pamiętaj by dać suba AtaTV na YT i dodać nas na FB!

piątek, 27 lutego 2015

Konsole siódmej generacji. Nadal warto? [XBOX360/PS3]

Rozwój, postęp i konsumpcyjna polityka koncernów takich jak Sony czy Microsoft (bo Nintendo zdaje się siedzieć w kącie, palić trawkę i być głuchym na cały świat, robiąc swoje i po swojemu) zdaje się chcieć odpowiadać na powyższy nagłówek: NIE, KUPUJTA ÓSMĄ, SZYBKO - póki drogo! 
No dobrze, ale czy tak do końca?
Oczywiście, że Sony i Microsoft najwięcej zarobią na nowych nexgenach, ale przecież
 Xbox360/PS3 nadal są w produkcji i pojawiają się jeszcze nawet nowe tytuły na tę konsolę.       To samo było z PS2. Czy nowa generacja konsol nie wyrzuca starej tak szybko? I tak i nie. Obydwie przedstawione powyżej sytuacje, chociaż podobne, biorą się z czegoś zupełnie innego. Zatem, czy nadal warto inwestować w siódmą generację konsol?

HISTORIA.

To, co stworzyło Sony przy PSX/PSone możemy nazwać przewrotem w historii. Koncern pchnął przemysł growy i konsolowy tak bardzo do przodu, że aż dziw, że w 1999 roku liczyły się tak naprawdę tylko Sony i Nintendo. Mieliśmy przecież jeszcze Atari, Sege i nawet raczkującego w tej dziedzinie Panasonica (w tym wypadku raczkowanie zakończyło się upadkiem do otwartego szybu kanalizacyjnego), jednak liczyło się najbardziej N64 i PSX. 

Właśnie wtedy ogromne zyski i rosnąca popularność branży gamingowej pchnęła inne firmy do obfitej pacy nad konsolami. Do sklepów wszedł, ciepło przyjęty, twór Segi - Dreamcast.
Wtedy stało się coś tragicznego dla "makarona" - jej najnowsze dziecko, mające wspaniały początek, dostało po pysku i to solidnie. 

Sony wypuściło PlayStation 2. Nie tylko z zawrotnymi możliwościami graficznymi - to była jedyna konsola, która oferowała lepszą grafikę niż komputery w danym okresie - PS2 oferowało bowiem jeszcze odtwarzanie filmów DVD. 
Dla młodych czytelników może wydawać się to nieco komiczne, przecież filmy w full hd odtwarza każdy tani smartphone, a odtwarzacz DVD można kupić za 50zł. Wtedy jednak takie urządzenie było NIEWIELE tańsze niż cała konsola PS2 - czyli poza centrum gier, mieliśmy jeszcze w pakiecie odtwarzacz filmów.
PS2 rzuciło na kolana, zarabiając krocie i w tamtej właśnie chwili panowie pod banderą "okienek" zwęszyli milionowy zysk. 

Do gry wszedł Microsoft ze swoim XBOX <skrót od DirectXbox">.
Historia tej konsoli to temat na zupełnie inny rozdział - żeby nie zanudzać i przejść jak najszybciej do tematu tego artykułu, wspomnimy tylko, że Microsoft się najzwyczajniej w świecie spóźnił.i PS2 pozostało królem tej generacji konsol . 

Dowód? 
Ok, za 5zł... no dobra, żartuje. Albo nie, powiem, że to suchar, wtedy momentalnie nieśmieszna wstawka staje się śmieszniejsza. 
Ilość sprzedanych egzemplarzy PS2 była większa, niż zsumowana ilość sprzedanych XBOX'ów, Dreamcastów oraz GameCubów <już wtedy Nintendo czując, że nie ma po co się pchać w walkę koncernów, zaczęło inwestować w zupełnie inne pojęcie gamingu>. 

Dlatego, kiedy pojawiło się PS3 z ogromnymi możliwościami nadal opłacało się wydawać gry na PS2. 
Ba! Ostatnią wydaną grą na PS2 było Pro Evolution Soccer 2014... 

RÓŻNICE.

Nie jest trudno zauważyć ogromne różnice sprzętowe i ogromny postęp między 6stą, a 7dmą generacją konsol. Próżno porównywać XBOXa do XBOXa 360. Różnica była diametralna i zapewne gdyby nie ogromna popularność PlayStation 2, szósta generacja szybko odeszłaby do lamusa. 
Do przodu poszedł nie tylko sprzęt, ale i zdolności programistów - wystarczy porównać sobie różnice pomiędzy GTA san andreas a GTA IV... oraz pamiętać, że GTA V jest także grą pisaną pod siódmą generację, kiedy szóstka chwaliła się SA i ViceCity. 

Przeskok był naprawdę solidny - do dziś dnia wiele produkcji na Xbox360 i PS3 trzyma się świetnie, głównie dzięki soldnie dopracowanemu kodowi i paru sztuczkom. 
Dodajmy do tego odpowiedź Sony i Microsoftu na wyjątkowo innowacyjny pomysł Nintendo, która podniosła możliwości i sposób spostrzegania gier. 
Nintendo wypuściło Wii - które, pomimo raczej lichej grafiki, oferowało granie z padem, który zczytywał jego położenie w przestrzeni, zmuszając nas do ruchu i imitowaniu w zachowaniu tego, co robiła postać na ekranie. 

PlayStation Move i Xbox Kinect ponownie pchnęły do przodu pojęcie grania. Do dziś uważam, że wirtualne zoo i kupa gier edukacyjnych na kinect to najlepszy możliwy prezent dla dziecka. 
Siódma generacja konsol, o której chcemy tutaj debatować, była ogromnym sukcesem. Cała masa świetnych tytułów, lata rozwoju jej możliwości, ładny wygląd wpłynęły na popularność i pozwoliły kocnernom zarobić miliardy.
Czas jednak płynął nieubłaganie i to, co oferowały PCty i Maci w porównaniu do konsol zaczęło się zbyt różnić - jasnym stało się, że kolejna generacja jest w drodze.

PS4, XboxOne i Nintendo Wii U. 
Minęły niemal dwa lata od ich premiery, a nadal nie ma "szału". Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze XO zaliczył solidne "fo pa" (błagam, niech ktoś sprawi, bym w końcu zapamiętał poprawnie chociaż jedno francuskie słowo) ograniczając możliwości i prawa konsumentów, nakładając szereg DRMów oraz windując cenę konsoli tłumacząc to sporymi możliwościami medialnymi "tv,tv,tv", które niemal nigdzie poza USA i tak nie miałoby żadnego zastosowania.

Pozostałe dwie konsole radziły sobie lepiej, ale ...

NIE MA TAKIEGO PRZESKOKU

Tutaj dochodzimy (prawie!) do meritum sprawy i do jednej z odpowiedzi na pytanie z tytułu. Kiedy przerzucaliśmy się z PS2 na PS3 i XBOX360 mieliśmy ogromny postęp, szereg nowych możliwości! Granie na konsoli nie było tylko zamianą ekranu monitora na ekran telewizora. Mieliśmy PlayStationNetwork i XBOXlive, by grać z ludźmi przez sieć, pewność, że każdy tytuł, który zakupimy będzie działał, oglądanie filmów DVD/BlueRay, bezprzewodowe, świetnie wykonane pady, PSmove i Kincect ...

A co oferuje nam nowa generacja? To samo! Owszem, sprzęt poszedł do przodu i grafika również, ale nie tak bardzo jak między szóstą, a siódmą generacją konsol. Czas oczywiście pozwoli zwiększyć ten dystans (szczególnie iż trzewia konsol skrywają w sobie niemały potencjał technologiczny), ale na chwilę obecną, stojąc w markecie i widząc gry na XO nie opada nam szczena tak, jak opadała widząc parę lat temu PS3.
Nawet "sterowanie" głosem z XO nie zachwyca tak, jak spodziewali się jego twórcy. 
Dodajmy jeszcze spore jak na kieszenie Polaków ceny ...

Dlatego też nadal mamy szereg nowości na siódmą generację konsol i dlatego też ludzie nie przechodzą tak łatwo na nowszej generacji sprzęt.

CZY WARTO TERAZ ZAINWESTOWAĆ W XBOX360/PS3?

Istotne i kluczowe jest tu słowo "teraz". Dla tak postawionego pytania odpowiem: hell yeah! Dodając do tego, że siódma generacja konsol nie utrudniała tak życia graczom kupującym i sprzedającym używki, jak obecna, możemy mieć ogromne możliwości i zaoszczędzić sporą sumę.
Należy się jednak spieszyć, jeśli chce się mieć tak pozytywne odczucia, jak ja. Cena używek i nówek będzie co prawda spadać, ale jednak dystans graficzny oraz ilość nowości wyłącznie na nextgeny będzie wzrastać i to szybko.
Jakie są trzy główne argumenty stojącym za moim "hell yeah!"?

Argument 1: Cena.

Wielu z Was może nie zdawać sobie sprawy z faktu, iż używane XBoxy360 chodzą już od 200zł! (wersje albo bez, albo z minimalnym dyskiem twardym, ale rolę tego może zastąpić nam każdy pendrive do 32GB. Cóż to zatem za problem?).
Używane gry w Polsce oscylują między 10 a 60zł (zważywszy, że nówki to 150-250zł, jest to całkiem spora okazja), a moje kontakty i agenci ze Szkockiego Aberdeen donoszą, że nie jest trudno znaleźć dobry tytuł za 1 funta (~5zł).
Problemem są oczywiście pady, które ja osobiście polecam kupować nowe, ale jeden z moich widać, że był maltretowany przez właściciela, niczym typowy widz TVP szambowymi filmami - a trzyma się nieźle!

Argument 2: Aktualność.

Czy uważamy tytuły takie jak Wiedźmin 2, Skyrim, Dishonored, Far Cry 3, GTA V za przestarzałe? Cóż, nie powinniśmy. Owszem, niektóre z powyżej wymienionych mają juz 4 lata, ale faktem jest, że na siódmą generację konsol wyszedł m.in. Far Cry 4 i Dragon Age 3 niedawno!
Do tego są to solidne, spore i ładne graficznie tytuły, a RockStar nadal wydaje poprawione graficznie GTA na ósmą generację i przekłada premierę na PC.
Owszem, nie ujrzymy Wiedźmina 3 ani GTA VI na PS3, ale by zagrać w te tytuły na ósmej generacji musielibyśmy wydać pięć razy tyle.
Do tego już ustaliliśmy, że przeskok, dajmy na to z PS2 na PS3 był znacznie większy niż z PS3 na PS4.

Argument 3: Co Ci trzeba.

Ten argument jest najważniejszy- bo jeśli chcesz być na bieżąco, masz czas i pieniądze, cała powyższa debata wydaje Ci się zapewne beznadziejna i bezcelowa. Prowadzi ona jednak do ciekawej konkluzji - wydając teraz niewielką kwotę możesz mieć ogrom świetnej rozrywki, której nie będzie żałować, a nadal jeszcze długi okres będziesz mógł inwestować w nowsze lub starsze tytuły i cieszyć się z tego. Kiedy gry z PS2 chodzą na komórkach, XBOX360 potrafi mieć lepsze możliwości i perspektywy  do grania dla wielu użytkowników komputerów, którzy nie inwestowali w karty graficzne i RAM.
Prościej kupić teraz dla nich PS3 z ogromnym wachlarzem gier, niż zmodernizować komputer.

studio nagrań kraków

POSŁOWIE.

"Atamanie, co Ty tam bajasz?!" - słyszę zawoływania za plecami. Obracam się i widzę malkonentów z next-genami, oraz ociekającymi najnowszym GeForcami PCami. 
Wzruszam ramionami, uśmiecham się i odpowiadam:
- Kupiłem sobie Xbox360 i od trzech tygodni nie włączyłem komputera. - wyszczerzam pożółkłe zęby, a moje oczy zdają się być przekrwione. Kręgosłup też tak jakby miał inny kształt niż pierwotnie - Toteż muszę sobie solidnie udowodnić, że była to mądra decyzja. 
-   Acha - Wszyscy patrzą na ekran.
- Partyjka Gears Of War 2 przy piwku? - proponuje.
-   Ej, nie wszyscy na raz! - dodaje widząc reakcję.
Ach, kolejna noc z głowy. 


Dzięki za przeczytanie tych wypocin! Pamiętajcie by subskrybować mój kanał AtaTV i śledzić nas na FaceBooku
Do następnego, robaczki!


Ataman. Ataman Ataman. Z AtaTV.